Jak wysokość wkładu własnego wpłynie na rynek kredytów hipotecznych
Ponad 35 tys. zł w Warszawie i 22 tys. w Łodzi - takich kwot potrzeba, by spełnić wymóg 10 proc. wkładu własnego, przy kupnie na kredyt 50-metrowego mieszkania w średniej cenie. Statystyczny Polak, by uzbierać taki wkład własny, musi odłożyć 10 pełnych pensji. A to przecież nie koniec wydatków – dochodzą dodatkowe koszty związane z kredytem oraz – przy mieszkaniu z rynku pierwotnego – konieczność wykończenia nieruchomości.
Średnio w największych miastach, zakładając, że rozglądamy się za 50-metrowym mieszkaniem, będziemy potrzebowali ok. 30 tys. zł na 10 proc. wkładu. Najmniej potrzeba w „drugorzędnych” miastach wojewódzkich, jeśli chodzi o rynek mieszkaniowy. Najwyższe ceny mieszkań są w Warszawie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu, Krakowie.
06.06.2016 16:28
W pozostałych stolicach regionów jest dużo taniej. Przykładowo – w Łodzi nowe mieszkania kosztują około 4500 zł za metr, a używane 3800 zł, więc statystyczny kupujący, by starać się o kredyt na 50 metrów „własnego M”, potrzebuje ok. 22 tys. zł na rynku pierwotnym i 19 tys. zł na wtórnym.
W stolicy wymagana wysokość wkładu jest aż o 84 proc. wyższa. Wg danych NBP za IV kw. 2014 średnie warszawskie ceny transakcyjne na rynku pierwotnym wynosiły 7300 zł, a na wtórnym 7000 zł. By starać się o kredyt na 50 mkw. mieszkania trzeba przeznaczyć na 10 proc. wkład - odpowiednio 36500 zł (rynek pierwotny) i 35000 (rynek wtórny).
Poza stolicą najgłębiej sięgnie do kieszeni kupujący w Krakowie. Średnie ceny transakcyjne w stolicy Małopolski wynoszą 6100 zł (mieszkania nowe) i 5800 (mieszkania używane), co oznacza, że 10 proc. wartości dla 50-metrowej nieruchomości daje odpowiednio 30 500 zł i 29 000 zł. W Gdańsku (5800 zł – rynek pierwotny, 5000 – rynek wtórny) będzie to 29 000 i 25 000 zł. We Wrocławiu ze średnimi cenami wynoszącymi 5800 zł (rynek pierwotny) i 5200 (rynek wtórny) wkład własny dla tego samego mieszkania ukształtuje się na poziomie 29 000 i 26 000 zł.
Jak długo trzeba oszczędzać, by uzbierać na wkład własny?
Przeciętnie zarabiający Polak, czyli z wynagrodzeniem na poziomie około 2800 zł netto (dane z lutego 2015), musiałby odłożyć około 10 swoich pensji, by móc starać się o kredyt na przeciętne 50-metrowe mieszkanie.
Oczywiście część klientów ma oszczędności, ale niestety dane płynące ze strony banków w tym zakresie nie są zbyt optymistyczne. Odkładamy mało. Przeciętna wysokość środków zgromadzonych na koncie statystycznego Polaka to zaledwie 14 tys. zł, czyli 3 tys. euro. Ponad 100 proc. więcej oszczędności od nas mają Czesi, a średnie oszczędności Niemców wynoszą ponad 20 tysięcy euro.
Z badania ING z listopada 2014 wynika na przykład, że oszczędza zaledwie połowa z nas. Kapitał, jakim dysponujemy, jest na poziomie 15-16 proc. tego, co posiadają Niemcy czy Włosi.
- Pod względem aktywów finansowych na głowę pozostajemy na szarym końcu Unii Europejskiej. Tak liczone oszczędności Polaków to jedynie 15-16 proc. tego, co posiadają Niemcy czy Włosi, wciąż daleko nam nawet do Grecji (nasze oszczędności to ok. 35 proc. tego, co posiadają Grecy). Biedniejsi od nas są tylko Rumuni, Bułgarzy, Łotysze i Słowacy - przyznaje Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Czy 10 proc. wymaganego wkładu własnego zachwieje rynkiem kredytowym?
Są takie obawy. Część analityków wróży większe zainteresowanie programem MDM, który dopłaca do wkładu własnego. Tak istotnie może się stać, ale należy pamiętać, że obecnie 10 proc. dopłaty z MDM nie wystarcza już, by pokryć 10 proc. wkładu. Taka jest sytuacja singli i bezdzietnych małżeństw, a to właśnie obie te grupy stanowią największą liczbę klientów korzystających z państwowego wsparcia. Po drugie, uczestnik MDM, który w zeszłym roku brał kredyt, mógł liczyć na to, że z dopłaty uda się pokryć wymagany wkład (wtedy jeszcze 5 proc.), a oszczędności, które posiada, przeznaczy na wykończenie nieruchomości. Obecnie już tak słodko nie będzie.
30 tysięcy złotych mimo wszystko jest w zasięgu przeciętnego Polaka – ale przecież problem z wkładem będzie się nasilał. W 2017 r. jego minimalna wysokość wyniesie 20 proc., co przy obecnych cenach, dla zakupu przeciętnego 50-metrowego mieszkania w dużym mieście oznaczałoby konieczność wyłożenia ok. 60 tys. zł. Taka kwota może stanowić już istotną barierę w dostępie do kredytów.
Autor: Iwona Hryncewicz, WGN Nieruchomości