Nie zatykaj otworów wentylacyjnych. Jak wietrzyć mieszkanie nawet podczas chłodu?
Kiedy na dworze pojawia się chłód, coraz mniej chętnie otwieramy okna. Z jednej strony jest to w pełni zrozumiałe, gdyż zależy nam na zachowaniu ciepła, ale odbija się to negatywnie na jakości powietrza. A ponieważ nie oddychać się nie da, stąd bardzo ważne jest, żebyśmy zawsze dbali o dopływ świeżego tlenu.
12.10.2018 | aktual.: 12.10.2018 08:45
Ważne, czym oddychasz
Kiedy za oknami robi się zimno, naturalnym odruchem jest ich zamykanie, żeby chód nie dostał się do wnętrza. Raz, że w zimnym domu źle się mieszka, dwa, że ogrzewanie kosztuje coraz drożej. Ba, niektórzy, zwłaszcza osoby starsze – szczególnie wrażliwe na niską temperaturę, posuwają się do tego, że zatykają nawet kratki wentylacyjne, żeby, broń Boże, nawet odrobina zimnego powietrza nie dostała się do środka. Takie postępowanie jest ogromnym błędem, gdyż to, co zaoszczędzimy na ogrzewaniu, z dużym prawdopodobieństwem wydamy… na lekarstwa. Brak właściwej cyrkulacji powietrza odbije się bowiem negatywnie na naszym zdrowiu. Dlaczego?
Dzieje się tak, ponieważ powietrze całkiem zwyczajnie się zużywa i psuje. Jest to zupełnie naturalne zjawisko, bo przecież oddychając, pobieramy tlen, a wydychamy dwutlenek węgla. Jeśli znajdujemy się w zamkniętym pomieszczeniu będzie to powodowało stałe obniżenie się poziomu tlenu w powietrzu, a tym samym coraz mniej będzie go trafiać do naszego organizmu.
Poza tym w powietrzu unoszą się różne zanieczyszczenia, których warto się pozbyć. Po pierwsze będą to bakterie i wirusy, które, jeśli będziemy mieli z nimi dłuższy kontakt, mogą powodować różnego rodzaju choroby.
Po drugie w powietrzu unoszą się rozmaite substancje przedostające się do niego podczas normalnych, codziennych czynności, takich jak pranie czy gotowanie. Nie mówiąc już o dymie papierosowym. Źródłem związków chemicznych mogą być ponadto używane przez nas kosmetyki.
Ostatecznie, w cały czas zamkniętych pomieszczaniach powstaje też dość dużo wilgoci z pary wodnej, która jest w naszych oddechach, wodzie używanej do gotowania czy higieny, a także na odzieży po wejściu z zewnątrz na skutek np. działania opadów atmosferycznych itp. Jeśli nie będzie ona miała jak wydostać się na zewnątrz, będzie się gromadziła w pomieszczeniach.
Wszystko to powoduje obniżenie jakości powietrza, którym oddychamy. A przecież musimy to robić i to, jakie ono jest, nie pozostaje bez wpływu na nasze zdrowie. W rezultacie długotrwałe przebywanie w miejscu, gdzie nie ma dopływu świeżego powierza, może powodować senność, bóle i zawroty głowy, osłabienie, podrażnienia oczu i dróg oddechowych. Natomiast nadmierne nagromadzenie wilgoci przyczynia się do rozwoju pleśni i grzybów, a stąd już niedaleka droga do różnego rodzaju schorzeń. A jeśli już coś nam się pojawi na ścianach, to bardzo trudno jest to usunąć definitywnie. Biorąc to wszystko pod uwagę, kwestia pozbycia się po prostu przykrego zapachu wydaje się stosunkowo błaha przy powyższych zagrożeniach.
Wietrzyć trzeba z głową
Można z tego wyciągnąć całkiem poprawny wniosek, że szybciej zaszkodzi nam brak świeżego powietrza niż zimno w pomieszczeniu. Stąd niezwykle ważne jest, żeby dbać o właściwą cyrkulację również zimą.
Okazuje się też, że jeżeli robimy to z głową, wcale nie ryzykujemy wielkiej utraty ciepła ani, co za tym idzie, nie kumulujemy kosztów ogrzewania. Jak więc robić do dobrze?
Po pierwsze nie zatykajmy ani nie zasłaniajmy kratek wentylacyjnych. Mimo że pozornie są one niewielkie, to tak naprawdę przepływa przez nie wiele m3 powietrza na godzinę. Po drugie zimą, nawet przy dużych mrozach, najlepiej wietrzyć jest dwa razy dziennie: rano oraz tuż przed położeniem się spać. Zasada jest taka, że wietrzymy krótko, ale intensywnie. Najpierw należy jednak zamknąć grzejnik lub wyłączyć termostat, a następnie otworzyć okna na oścież na kilka minut – optymalnie od 5 do 10. Po czym zamykamy okna i – gotowe!
Skąd ta cała procedura i dlaczego taka ważna jest właściwa kolejność wszystkich czynności? Chodzi o to, żeby wietrzenie było możliwie jak najbardziej efektywne, a jednocześnie nie powodowało nadmiernego wychłodzenia, a co za tym idzie, żeby nie kosztowało nas kroci. Rzecz w tym, że wszystkie sprzęty, znajdujące się w pomieszczeniach (podłoga, meble i inne przedmioty), również magazynują ciepło. Jeśli wietrzyć będziemy krótko, nie zdążą się one wychłodzić, a po zakończeniu wietrzenia, oddając ciepło, stają się dodatkowymi jego źródłami. Dzięki temu temperatura w pomieszczeniu szybciej wróci do normalnego poziomu. Gdybyśmy zrobili odwrotnie, pozwolili sobie na długotrwałe wietrzenie, również wszystko w środku by się wychodziło i mało, że nie miałoby czego oddawać, to jeszcze pochłaniałoby dodatkowe porcje ciepła ze źródła ogrzewania. Najgorsze więc, co można zrobić, to podkręcić „na full” ogrzewanie i uchylić okno na stałe.
Również czysta ekonomia przemawia za tym, że przed wietrzeniem zamykamy grzejnik. Po pierwsze, jeśli mamy termostat, nagłe uderzenie zimnego powietrza po otwarciu okna odczyta on jako konieczność gwałtownego podniesienia temperatury, i grzejniki zaczną działać na pełnych obrotach. Co gorsza, ciepło to będzie po prostu wywiewane na zewnątrz, więc nie będzie z niego żadnego pożytku. Z kolei, jeśli termostatu nie mamy i regulujemy temperaturę ręcznie, to ciepło również w tym wypadku będzie uciekać przez otwarte okna. A okazuje się, że więcej energii stracimy w ten sposób, niż będzie jej potrzeba do ponownego rozgrzania kaloryfera.