Figa z makiem i pochrzynem. Wywiad z Wojciechem Grzelakiem
Przed jego domem dojrzewają złociste owoce kiwi, kosmate wisienki i „banany preriowe”, nie wspominając o bardziej pospolitych gruszopigwach i białych poziomkach. Wojciech Grzelak, autor książki „Egzotyczne rośliny owocowe do naszego ogrodu” zachęca do ogrodniczych eksperymentów.
02.06.2020 12:05
Skąd wziął się pomysł, by zamiast pomidorów sadzić kiwi, figowce i jeszcze bardziej egzotyczne gatunki?
Kilkanaście lat temu z mieszkania przeprowadziłem się do domu z prawdziwym, trochę zaniedbanym ogrodem. Początkowo chciałem zagospodarować go tradycyjnie, urządzić mały sad z gruszami i jabłoniami. Może zabrzmi to dziwnie, ale pewnego dnia obudziłem się z jasną myślą: te same strefy klimatyczne, które mamy w Polsce, są też w Stanach Zjednoczonych, krajach Ameryki Południowej, Azji. Dlaczego rosnące w podobnych warunkach gatunki miałyby nie zaaklimatyzować się u nas? Zdecydowałem, że gruszki będę kupował na rynku, a u siebie spróbuję wyhodować owoce zupełnie niedostępne.
Szukałem klucza łączącego wybrane przez Pana gatunki. Wszystkie – poza bambusem – są jadalne?
Tak, chociaż bambus to nie tylko roślina ozdobna... ale także warzywo. Młode pędy jadalnych odmian są soczyste i chrupkie, dzięki temu dobrze nadają się jako dodatek do różnych potraw, choć nie wyróżniają się szczególnie wyrazistym smakiem. Wiele roślin jadalnych ma piękny pokrój, dekoracyjne kwiaty czy liście, albo świetnie wyglądające owoce. Nawet takie skromne poziomki – są odmiany białe, purpurowe, prawie czarne. Miło jest zobaczyć reakcje gości, którzy widzą je pierwszy raz. To także bardzo dobry wybór dla osób, które chciałyby zasadzić u siebie coś nietypowego. Poziomki szybko rosną, nie trzeba długo czekać na owocowanie, rośliny łatwo się rozmnaża. Sam wciąż mam w ogrodzie kilka odmian, choć przeszedłem już do innego etapu.
Co w takim razie interesuje Pana teraz?
Niedługo pojawi się u mnie helwingia, specyficzna roślina, której kwiaty i owoce wyrastają na środku liścia. Czekam na owoce kaliny kanadyjskiej, dużo smaczniejsze niż naszej. Ściągnąłem z Niemiec szczepioną głożynę – w ciekawym smaku jej suszonych „jabłuszek” można odnaleźć coś z suszonej gruszki i moreli, choć mają zupełnie inną, bardziej mączystą konsystencję. Posadziłem też prinsepię mandżurską, z owocami trochę podobnymi do kwaśnych wiśni. Wypatrzyłem o wiele więcej roślin, problem sprawia mi jednak brak miejsca, moje uprawy są już bardzo intensywne. Wyszedłem już przed mur otaczający ogród, przed domem mam między innymi nieszpułkę, oliwniki, jagodę goi. Ta ostatnia w pełnym słońcu pokazała swoje możliwości, jest obsypana owocami, w ciągu dnia zdarza mi się zebrać dwa, trzy kilogramy.
Owoce opisane na Pańskim blogu Wojtek w ogrodzie wyglądają fantastycznie – liliowe szkliste kulki, pokryte meszkiem wiśnie, kiście jagód. Czy smakują równie dobrze?
Przepyszne jest na przykład mini kiwi. Smak owoców kupowanych w sklepie to co najwyżej marna namiastka, dwadzieścia procent tego, który można uzyskać w ogrodzie. Fantastyczna, bardzo delikatna jest też jeżyna rdzawa, moim zdaniem na głowę bije zwykłe jeżyny i maliny. A urodlin? Smakuje jak połączenie mango i banana, coś niezwykłego.
Na pewno warta rozpropagowania w polskich ogrodach jest świdośliwa. Owoce ma trochę podobne do borówki amerykańskiej, ale odporność na mróz, małe wymagania glebowe i wytrzymałość sprawiają, że o wiele łatwiej się ją uprawia. Polecam zwłaszcza odmiany Prince William i obficie owocującą Smoky.
Bardzo niedoceniane są oliwniki… Mógłbym tak wymieniać długo. A z drugiej strony liliowe owoce sinofranszecji chińskiej są co prawda trochę gorzkie i chrząstkowate, ale też warto ich spróbować choćby z ciekawości.
Zwykle zawodziłem się nie na samych roślinach, lecz na osobach handlujących sadzonkami. Do ofert z portali aukcyjnych trzeba niestety pochodzić ostrożnie, zdarza się, że dopiero pierwsze owocowanie – kilka lat po posadzeniu – pokazuje różnice między opisem a rzeczywistością. Nie wszystkie sprzedawane gatunki przetrwają polską zimę, niektóre nigdy nie zaowocują. Zanim zdecyduję się na kupno czegoś nowego, staram się jak najwięcej dowiedzieć o wymaganiach, porównuję kilka źródeł.
Ba, ale gdzie szukać wiarygodnych informacji?
Ponieważ jestem germanistą, więc poza polskimi ogrodnikami równie chętnie sięgam do porad ogrodników niemieckich. A mają się czym pochwalić, przy tym tamtejsza oferta interesujących odmian jest bardzo bogata. Warunki klimatyczne za zachodnią granicą są zbliżone do polskich, więc wiele doświadczeń można wykorzystać i u nas. Nieco mniej przydatne są przedruki i fora brytyjskie. Co prawda Anglia ma wspaniałą historię uprawy egzotycznych gatunków, ale i swoisty, łagodny, wilgotny klimat.
Jadalne rośliny egzotyczne opisuję na blogu „Wojtek w ogrodzie”, który niedawno doczekał się książkowej wersji. Wszystkie zdjęcia ilustracyjne zrobiłem koło swojego domu, czytelnicy mogą więc zobaczyć, że te owoce naprawdę można wyhodować w Polsce.
Z jakimi trudnościami trzeba się zmierzyć? Czy egzotyczne rośliny są atakowane przez równie nietypowe szkodniki?
Wręcz przeciwnie! Wielką zaletą nowych roślin jest to, że praktycznie nie są w Polsce atakowane przez szkodniki. Rodzime owady po prostu nie rozpoznają jeszcze tych gatunków.
Dla ciepłolubnych roślin problemem mogą się okazać zimowe mrozy, ale tych w ostatnich latach nie było wiele. Jeden z gatunków oliwników, oliwnik Ebbinga zakwita pięknie pachnącymi kwiatami późną jesienią, w październiku albo listopadzie. Zwykle o tej porze roku nie ma już wielu owadów. Nawet jeśli dojdzie do zapylenia, owoce dojrzeją dopiero pięć miesięcy później, jeśli temperatury nie spadną poniżej -5 stopni. W dwóch ostatnich sezonach doczekałem się owoców! Sytuacja staje się coraz ciekawsza. Nie ma już przeszkód, by uprawiać w Polsce pomarańczę trójlistkową. Co prawda owoce nie nadają się do jedzenia na surowo, można z niej robić co najwyżej przetwory – ale to prawdziwy cytrus. A w Czechach i w Niemczech trwają próby wyhodowania nowych, mrozoodpornych odmian kolejnych interesujących gatunków. Myślę, że niedługo nawet na wschodzie kraju i podgórzu będzie można zasadzić w ogrodzie wiele interesujących nowości.
Wojciech Grzelak – z zawodu germanista, a z zamiłowania pozytywnie „zakręcony” ogrodnik, zapalony grzybiarz, wielbiciel muzyki, literatury i filmu, eksperymentujący kucharz, człowiek wielu pasji.