Trwa ładowanie...

Wszechobecny styl fusion – w designie, muzyce, menu i zabawie. Znaleźliśmy takie miejsce

Zgodnie z obietnicą Redakcja WP Dom wyszła w miasto w poszukiwaniu nieoczywistych, nieco może niepozornych miejsc, które potrafią zachwycić wnętrzem, klimatem i historią oraz zaoferować nietuzinkową rozrywkę. Znaleźliśmy ich kilka. Na pierwszy ogień bierzemy lokal, który łączy tyle żywiołów i walczy (zwycięsko?) z tyloma stereotypami, że nie da się pozostać na niego obojętnym.

Wszechobecny styl fusion – w designie, muzyce, menu i zabawie. Znaleźliśmy takie miejsceŹródło: singers
d2isghx
d2isghx

To zresztą od tego miejsca wziął się pomysł na cały cykl podobnych artykułów. Przeleżał trochę w szufladzie, bo jego początki sięgają pewnego wiosennego dnia 2018 r., kiedy to spotkałam się z przyjaciółmi bez konkretnego planu na wieczór. W pewnym momencie ktoś rzucił, że na Mokotowie, tuż obok jego bloku, otworzył się właśnie nowy bar. Szybki rekonesans na raczkującym jeszcze fanpage’u przesądził sprawę – duży wybór (tak, także procentowych) napojów, pizze, burgery, niezłe ceny. Bez protestów czy dyskusji obraliśmy kurs na ul. Cieszyńską 6. I trzeba uczciwie przyznać, że gdyby nie fakt, iż jedna z przyjaciółek mieszka po sąsiedzku i zwyczajnie wiedziała, gdzie iść, bo obserwowała trwający jakiś czas remont, mielibyśmy pewnie problem z dotarciem na miejsce.

Po pierwsze lokal mieści się w głębi osiedla, w pewnym oddaleniu od głównych ulic, przystanków i pobliskiej stacji metra. Nie jest to daleko, w porywach do 5 min marszem, ale po prostu trzeba wiedzieć, gdzie się kierować albo przestudiować wcześniej mapkę. Po drugie cały budynek i jego elewacja nie zachwycają wyglądem i nie zachęcają do szukania tam miejsca na spędzenie udanego wieczoru. Na parterze znajdują się niewielki market i sklep nocny, na piętrze coś wyglądającego na siłownię i… no tak, neon z nazwą lokalu, do którego zmierzamy. Duży, ładny, w brodwayowskim wręcz stylu, przywodzący na myśl nielichą kreskówkę, która nie tak dawno namieszała w kinowym box office. Jednak kiedy jest jeszcze jasno, a neon nie świeci pełnym blaskiem, można nie zwrócić na niego większej uwagi.

singers
Źródło: singers

Nastawieni nieco sceptycznie pokonaliśmy tych kilkanaście schodków i weszliśmy do świata Singers – music baru, co wcześniej nam umknęło, który rozbudził dziennikarską wyobraźnię zarówno moją (szeroko pojęty lifestyle i wnętrza), jak i jednego z moich towarzyszy – Kuby, który na serwisach rozrywkowych i muzycznych zjadł już zęby. To właśnie wtedy, podczas dyskusji odbytej po kilku kuflach kraftowego, padły pytania, które nie tracą na aktualności i pewnie będziemy zadawać je sobie i kolejnym bohaterom jeszcze niejednokrotnie.

d2isghx

Jak dużo jest tak fajnych, nietuzinkowych miejsc, schowanych w budynkach, które mijamy szerokim łukiem bądź w mało uczęszczanych zakątkach, do których mamy małe szanse trafić ot tak, sami z siebie?

Czy weszlibyśmy kiedykolwiek za próg, jeżeli wieść o istnieniu danego miejsca nie dotarłaby do nas pocztą pantoflową?

Skąd taki, a nie inny wystrój wnętrza?

Skąd pomysł i (trzeba to powiedzieć) odwaga na taki biznes?

d2isghx

Gdzie, mimo pewnych przeciwności, leży klucz do sukcesu?

I w końcu – czy Polacy lubią i potrafią śpiewać?!

Przeszło rok po owej dyskusji, po kilku (albo i kilkunastu? kto by to zliczył…) kolejnych wizytach i zacnych imprezach w Singers wreszcie wcieliliśmy w życie nasz plan i przemaglowaliśmy załogę. Zdobyliśmy odpowiedzi na pytania, ale też wspólnie potwierdziliśmy i obaliliśmy kilka stereotypów i powszechnie znanych i powtarzanych prawd życiowych. Jakich? I czym właściwie tak urzekło nas to miejsce? Przechodzimy do sedna sprawy, troszkę bawiąc się przy okazji w "prawda czy fałsz".

d2isghx

Nie oceniaj książki po okładce

Nie szata zrobi człowieka a… elewacja nie świadczy o wnętrzu. PRAWDA!

Po wspomnianym już wcześniej i opisanym dosyć wyczerpująco wyglądzie zewnętrznym budynku, w którym mieści się nasz lokal, jego wnętrze jest bardzo miłą niespodzianką. Kiedy wchodzi się do Singers, może nie ma jakiegoś "efektu wow", jednak to miejsce ma to coś, co nazywamy stylem i klimatem. Suma wielu różnych, charakterystycznych elementów sprawia, że wszystko gra, żeby nie powiedzieć – śpiewa, i nie ma wątpliwości, że trafiło się do baru muzycznego. Wystrój jest kameralny i przytulny, ale jednocześnie gdzieś tam pod skórą czuć echa niedawnych imprez i popisów scenicznych. Tuż po przekroczeniu progu bowiem, jako pierwsza rzuca się w oczy scena z mikrofonami i świecącym w najlepsze neonem – młodszym bratem tego z zewnątrz. W środku robi on jednak dużo większe wrażenie i z miejsca stał się naszym ulubieńcem. Tutaj, w zestawieniu ze stojącym obok pianinem, gitarą i mikrofonami, budzi jeszcze wyraźniejsze skojarzenia z bajką Sing, której motywem przewodnim był konkurs śpiewu. Podejrzewaliśmy nawet, że tak nazwa lokalu, jak i kształt neonu są właśnie nią inspirowane, okazuje się jednak, że nikt z załogi nie widział tej kreskówki (naszym zdaniem karygodne!), a podobieństwo to jest całkowicie przypadkowe.

Źródło: Materiały prasowe

Co dalej? Industrialny bar i jego blat z litego dębu. Drewniane skrzynki na ścianach, służące za półki na alkohole. Pięknie zachowane instrumenty, jak trąbka czy saksofon, zdobiące ściany i bar. A tuż obok przytulne fotele i kanapy w odcieniach szarości i pomarańczowego.

d2isghx

Jak zdradziła nam Agata, architekt odpowiedzialna za projekt tego wnętrza, pomysł był taki, żeby było to miejsce fusion, czyli łączące kilka stylów. Stąd też mix bardzo surowych, metalowych elementów z supermodnymi żarówkami, ciepłym drewnem i przyjemnymi obiciami. Neon, jednocześnie brodwayowski i industrialny, jest naturalnym uzupełnieniem całości.

Źródło: singers

Pracując nad projektem, Agata musiała sprostać jeszcze jednemu, dosyć popularnemu raczej wyzwaniu. Miało być fajnie, ale niedrogo. W efekcie końcowym zdecydowana większość wykonana została metodą DIY, czyli zrób to sam. Jak przyznają Maciek i Marcin, pomysłodawcy i założyciele Singers, poza stelażem baru, który zastali, przejmując lokal, i poza neonami, których nie byli w stanie wykuć sami (pewnie tylko dlatego, że nie mieli odpowiednich narzędzi), niemal wszystko zrobili własnoręcznie bądź z pomocą przyjaciół. Od tapicerowania mebli, poprzez bar, oświetlenie czy stolarkę, po wyszukiwanie na targach płyt winylowych, które zdobią didżejkę a instrumentów na aukcjach internetowych czy w starych orkiestrach dętych.

Źródło: singers

Niejednokrotnie działali zwyczajną metodą prób i błędów. Przykładowo każde mocowanie górnego baru przeszło test ciężaru Maćka, Marcin zaś, po 3-godzinnym malowaniu pędzlem porowatego sufitu (z efektem mniej więcej 30/30 cm), zweryfikował konieczność potraktowania go pistoletem natryskowym, dzięki czemu całość udało się pomalować w… 2 godziny.

Źródło: singers

Polak potrafi

PRAWDA!

d2isghx

Polskim uświęconym zwyczajem panowie udowodnili, że nie ma rzeczy niemożliwych, a potrzeba jest matką wynalazków. Okazało się na przykład, że profesjonalne zasłony wygłuszające są wyjątkowo drogie, w związku z czym wpadli na pomysł, żeby kupić największe i najtańsze kołdry, które obszyją grubym, ciężkim, czarnym materiałem. W każdej zasłonie są po 2–3 kołdry, które, jak się okazało, w zupełności spełniają swoje zadanie. Nie mamy jednak wątpliwości, że krawcowa przeklinała i ich, i siebie, że podjęła się zszycia tego do kupy…

Koniec końców zarówno Agacie, jak i Maćkowi i Marcinowi trzeba bić brawo. Współpraca przyniosła świetne efekty, które składają się na spójną, stylową całość. Agata przyznaje nawet, że w Singers pojawiają się jej znajomi po fachu, którzy po latach pracy w zawodzie są w stanie na pierwszy rzut oka ocenić, ile kosztowało wykończenie danego wnętrza. I mimo iż wiedzą, że jest ono wykonane "po kosztach", chwalą efekt końcowy i zapewniają, że będą tam wracać ze względu na klimat tego miejsca. Czyli to, co od początku było głównym celem przedsięwzięcia.

Źródło: singers

Cała trójka nie spoczywa jednak na laurach i wciąż planuje kolejne innowacje, jak chociażby girlandy świetlne z butelek po alkoholach na nowo otwartym tarasie czy tapeta ścienna z okładek płyt winylowych. Wszystko oczywiście w wersji homemade!

d2isghx

Z rodziną dobrze wychodzi się TYLKO na zdjęciu

Gromkie: FAŁSZ! Choć trzeba przyznać, że Singersowa rodzina i na zdjęciach wygląda świetnie. Załoga tego baru jest natomiast doskonałym dowodem na to, że w rodzinie siła.

singers
Źródło: singers

Musimy w tym miejscu zdradzić pewną tajemnicę. Maciek i Marcin, czyli, jak już pisaliśmy, pomysłodawcy i założyciele Singers, są nie tylko wspólnikami, ale też braćmi. Ha! To jednak nie wszystko – Agata, niezawodny architekt, jest żoną Maćka. Z tego co wiemy, pokrewieństwo i wszelkie związki w zespole na tym się kończą, jednak patrząc na ich relacje, nie da się nie zauważyć, że traktują się nawzajem jak członkowie rodziny. W dodatku całkiem zgodnej, zgranej i szczęśliwej.

Co więcej – można odnieść wrażenie, że niejako zapraszają do niej także swoich gości. Tworzą tak przyjazną, żeby nie powiedzieć swojską atmosferę, że nawet odwiedzając ich pierwszy raz, można poczuć się jak wśród starych znajomych. Jak przyznaje zresztą Maciek – to także, jeżeli nie przede wszystkim ludzie, nie tylko wnętrze, tworzą atmosferę. Niewątpliwie jest to ogromną siłą tego miejsca. Po własnych doświadczeniach możemy zresztą powiedzieć z przekonaniem graniczącym z pewnością, że kto odwiedzi Singers, wróci tam nie raz. Wystarczy wspomnieć, że takim sposobem znalazła się tam też część załogi. Byli gośćmi baru i tak się w nim zakochali, że zdecydowali się rzucić dotychczasową pracę, by zatrudnić się w Singers.

Niektórzy z zamiłowania do muzyki i śpiewania, inni odświeżyli zapomnianą nieco miłość do kuchni czy barmaństwa. Lokal ten bowiem, za sprawą braci – właścicieli, łączy z powodzeniem te żywioły. Maciek ma wieloletnie doświadczenie w pracy w gastronomii i prowadzeniu baru, Marcin zaś przeszło dekadę prowadził imprezy i karaoke na terenie całej Warszawy. Stąd też pomysł na wspólny biznes w takim właśnie kształcie.

Za styl fusion w wystroju wnętrza odpowiada Agata, ale i w menu Singers możemy go dostrzec. Pyszne pizze, jak powszechnie wiadomo – włoskie, walczą o dominację z amerykańskimi burgerami, których wybór jest tak duży, że może nastręczyć problemów, choć ponoć od przybytku głowa nie boli. Nie zostaje im jednak dłużna meksykańska quesadilla czy niemały repertuar przekąsek i przystawek, jak np. kulki serowe, talerz zapiekanych z przeróżnymi dodatkami frytek bądź nachosów czy chrupiące skrzydełka. Bez obaw – dla fanów stylu życia i kuchni fit w menu znalazły się też rozmaite sałatki, chociaż musimy ostrzec, że porcja wcale fit nie jest! Maciek najwyraźniej lubi dobrze nakarmić swoich gości.

Wszystkie wyżej wymienione kwestie, czyli design, atmosfera, świetna załoga i pyszna kuchnia to cechy charakterystyczne Singers i elementy niezbędne dla jego sukcesu, jednak w przepisie tym nie może zabraknąć jeszcze jednego składnika. Definiuje on samą nazwę lokalu i jest sercem całego przedsięwzięcia. Mowa oczywiście o muzyce i śpiewaniu, co zresztą prowadzi do ostatniej rundy naszej zabawy, w której odkrywamy jeszcze jedną, dosyć nieoczywistą kartę…

Karaoke jest passé?

Dzięki Singers, który jest barem muzycznym ze specjalnym fokusem na karaoke właśnie (czego nie zdradzaliśmy wcześniej), nauczyliśmy się, że jest to jeden wielki, krzywdzący i niesprawiedliwy FAŁSZ!

Czasy studenckie nie są nam specjalnie odległe i musimy przyznać, że bywaliśmy w wątpliwej sławy klubach, gdzie w jednej z sal odbywało się karaoke. Kto zresztą nie przeżył choć raz takiej imprezy, niech pierwszy rzuci kamień… Opisać tamto karaoke można zresztą w kilku prostych słowach – tłumy ludzi w stanie bardzo wskazującym i wykrzykiwanie do mikrofonu (bo rzadko można powiedzieć o śpiewaniu) kolejnych hitów Dżemu, Perfektu bądź nieśmiertelnej "Dumki na dwa serca". Wszyscy niby dobrze się bawią, jednak czasami lepiej niż wykonawcy ze sceny, posłuchać wtórującego mu gromko tłumu wymachującego kubkami z piwem.

Nauczeni powyższym doświadczeniem, dowiedziawszy się podczas naszej pierwszej wizyty w Singers, że wieczorami odbywa się tam karaoke, stwierdziliśmy – no dobra, pośmiejemy się, wrócimy na kilka chwil do studenckich wybryków, może po odpowiedniej ilości piwa coś zaśpiewamy (choć ze śpiewaniem nikt z nas nie powinien mieć nic wspólnego nawet pod przysłowiowym prysznicem). O, jakże się pomyliliśmy…

Spokojny lokal, bar/restauracja, jakich w zasadzie wiele, o godzinie 21.00 zaczął tętnić zupełnie innym życiem. Z początku trochę nieśmiało, po czasie rozkręcił się na dobre. Prowadzący (my przeważnie trafiamy na Marcina, choć podobno i jemu zdarza się dzień wolny) zaprosił na scenę. Nieco onieśmielona jeszcze klientela nie rwała się jednak do popisów w świetle reflektorów. Nic to – pierwsze lody przełamała obsługa. Co zmusiło nas zresztą do zadania sobie pytania, czy umiejętności wokalne są brane pod uwagę przy rekrutacji, bo najwyraźniej KAŻDY z zespołu Singers potrafi śpiewać.

Później było już tylko łatwiej. Coraz liczniejsi śmiałkowie zamawiali u Marcina utwory i przejmowali mikrofon. Nam zaś coraz niżej opadały szczęki. Przy naszym stoliku padło nawet stwierdzenie: eee, nie, niemożliwe, oni są podstawieni… I tej myśli się uczepiliśmy, bo to, jaki poziom prezentowali ze sceny kolejni goście, zwyczajnie nie mieściło nam się w głowach.

Źródło: singers

Marcin wytłumaczył nam to jednak całkiem prosto. Środowisko ludzi, którzy kochają śpiewać, występować na scenie i szukają tego typu lokali, wcale nie jest wybitnie wielkie. A on prowadził karaoke w kilkunastu miejscach i część tych ludzi już go zwyczajnie kojarzy. Kiedy dowiedzieli się, że będzie działał w Singers, po prostu niektórzy przyszli za nim i za inną jakością karaoke, na którą stara się kłaść największy nacisk. W jaki sposób? Składników jest kilka – sprzęt (np. kolumna odsłuchowa) i wiedza, ale i indywidualne podejście zarówno do każdego wykonawcy, jak i występu. Niemałym zaskoczeniem było dla nas, że Marcin w czasie każdego wykonania pracuje na mikserze audio. Pokazując nam całą masę wykresów, słupków i innych kolorowych wskaźników, zapewniał, że jest to banalnie proste – wystarczy mieć słuch i obyć się ze sprzętem, a później już wszystko jest logiczne i intuicyjne. "Przykładowo, jeżeli ktoś ma bardzo wysoki głos, to wiadomo, że tych wyższych częstotliwości z głosu trzeba mu zdjąć, żeby to wyrównać i żeby to brzmiało ok." Przeczyta to dopiero tutaj, ale musimy przyznać, że nie zrozumieliśmy absolutnie nic i obstawiamy, że po tygodniowym wykładzie wciąż nie byłoby to dla nas ani jasne, ani logiczne.

Trochę jak spektakl

Bracia zgodnie przyznają, że sami lubią karaoke i niejedną taką imprezę przeżyli. To także z tego doświadczenia i obserwacji wyłuskali co im się podoba, co ich denerwuje, a co chcieliby poprawić albo zrobić inaczej. Chcą, żeby osoby, które kochają występy na scenie, czuły się u nich komfortowo. Podchodzą do każdego występu i do każdej osoby tak, jak sami chcieliby być potraktowani. Do tego wystarczy dodać wiedzę techniczną, jakiej liznął Marcin, studiując reżyserię dźwięku i jego wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu imprez, a mamy gotowy przepis na dobre karaoke.

Wśród gości często pojawiają się osoby, które np. skończyły szkołę muzyczną, potrafią z głosu korzystać, ale może niekoniecznie chcą to robić zawodowo, nie mają takiej możliwości albo inaczej potoczyło się ich życie i nie poszły w tym kierunku. Wciąż jednak kochają śpiewać, a w Singers mogą poczuć namiastkę tej sceny.

Z drugiej strony bracia mają nadzieję, że może występ na ich scenie, w mniejszym, kameralnym lokalu, kogoś otworzy, ośmieli. Może taka osoba pójdzie gdzieś w świat i nie będzie miała już lęku przed występami na scenie. A może nawet popchnie kogoś do rozwoju w tym kierunku…

Wśród klientów są też tacy, którzy odwiedzają Singers już jakiś czas, wiedząc, jaki jest poziom tego karaoke. Pojawiają się np. pary, które zamawiają karafkę wina, siądą przy stoliku w głębi i z zainteresowaniem czekają na kolejne występy. To jest trochę jak spektakl. Przychodzą zwyczajnie posłuchać osób, które dobrze śpiewają. I pośpiewać z nimi – bo nie tylko na scenie dużo się dzieje. Przy stolikach również śpiew nie milknie.

Demokratyczna rozrywka

Co ciekawe, z jednej strony Marcin i Maciek walczą ze stereotypem głoszącym, że karaoke jest tandetną, tanią rozrywką. Nadają mu nowego, zdecydowanie bardziej ambitnego charakteru. Z drugiej jednak nie chcą, by Singers było postrzegane jako miejsce wyłącznie dla profesjonalistów, jak można wyczytać np. w niektórych ocenach w sieci. Zapraszają do zabawy absolutnie każdego i na równych warunkach. Próbują osiągnąć złoty środek i nikogo nie faworyzują – nie jest tak, że jeżeli ktoś super zaśpiewał, ma jakieś przywileje i będzie mógł występować więcej czy częściej. Jest kolejka i wszyscy są równi. Nawet żona właściciela czy obsługa, jak się okazuje! Ania, jedna z barmanek, wyznała nam, że zdarza jej się czekać 2 godziny, żeby wejść na scenę.

Usłyszeliśmy, że bracia właśnie dlatego specjalnie zostawili w nazwie "karaoke", które opiera się przede wszystkim na wspólnej dobrej zabawie, na demokratycznych warunkach. Mogli użyć chociażby Open Mic, jak np. w Harendzie, gdzie ludzie przychodzą z przygotowanymi występami – z instrumentami, z własnym podkładem, robią to praktycznie profesjonalnie i chcą się pokazać. W Singers początkowo może faktycznie śpiewają głównie osoby, które coś potrafią i czują się na tej scenie dość pewnie. Jednak z upływem wieczoru rodzinna atmosfera udziela się kompletnie wszystkim, nie jest sztywno, a obsługa z uśmiechem zachęca kolejnych gości, którzy odważają się sięgnąć po mikrofon. Jak zapewnia nas Ania, nikt z ekipy nigdy nie ocenia i nie krytykuje występów. Wręcz przeciwnie, żywo reagują. Jeżeli ktoś gorzej zaśpiewa, dostaje tak na dobrą sprawę większe brawa – że odważył się tam wyjść, pokazać się i dobrze się bawić. To ostatnie jesteśmy w stanie sami potwierdzić. Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego dostaliśmy prawdziwe owacje i przybiliśmy kilka piątek po wykonaniu "The greatest show" z rewelacyjnego musicalu "Król rozrywki"...

Źródło: singers

Trzeba też wspomnieć, że karaoke często przeradza się w prawdziwą imprezę rodem z dobrych klubów tanecznych. Z założenia wyglądają tak weekendowe wieczory, nazwane zresztą "karaoke & dance", jednak i w środku tygodnia można zastać pod sceną roztańczony tłum. Udając się do Singers, nie ma więc sensu nastawiać się na spokojny wieczór. Nie wspominając o jakiejkolwiek nudzie.

Singers czerpie ze stylu fusion pełnymi garściami na praktycznie każdym poziomie. Ten miszmasz ma jednak swój klimat, w którym my zakochaliśmy się bez pamięci i będziemy polecać to miejsce absolutnie każdemu. Lokal schowany w spokojnej, mało uczęszczanej uliczce, w niewyględnym budynku, oferuje rozrywkę i wrażenia, które potrafią uzależnić. Zapamiętajcie dokładnie tą nazwę i adres – Music Bar Singers, ul. Cieszyńska 6 – bo jeżeli uwierzycie nam na słowo (a właściwie prawie 3 tys. powyższych słów) i odwiedzicie to miejsce, będziecie tam wracać. Nie raz i nie dwa razy.

d2isghx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2isghx